Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
220
WŁ. ST. REYMONT

sem i wszedł do wielkiej oranżeryi, pełnej zieloności, duszącego ciepła, zapachu kwitnących mimoz i fiołków.
U sufitu, na złotych obręczach, kilka papug, podobnych do kłębów drogich kamieni, kołysało się sennie; w środku oranżeryi był marmurowy basen, z którego wytryskiwał pióropusz wody i ze słodkim szmerem opadał; poza nim, pod grupą wachlarzowatych palm, kołysało się kilka kobiet na biegunowych fotelach i śmiało się głośno z potwornie brzydkiej małpy, baraszkującej z charcikiem angielskim.
— Oddaj tego rubla pani i powiedz, że postąpiła jak pokojówka przebrana za hrabinę — zawołał tak podniesionym gło-