Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
219
LILI

brakło ani jednego biletu, nic nie wzięto; afisz również odesłano, ale gdy go wziął w rękę, wysunął się z niego rublowy papierek i upadł na ziemię. Korczewski schylił się, aby podnieść, ale Zakrzewski odsunął go gwałtownie i rozkazującym głosem zawołał na lokaja:
— Podnieś to!
Lokaj podniósł i położył na tacy.
— Prowadź do pani pokoju! — powiedział znowu rozkazująco.
Lokaj jak automat obrócił się i poszedł naprzód. Przeszli kilkanaście pokojów; przed szerokiemi oszklonemi drzwiami lokaj się zawahał.
— Otwórz i prowadź! — zawołał zduszonym przez gniew gło-