Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
221
LILI

sem, że wszystkie oczy podniosły się na niego.
Odwrócił się i wyszedł.

Korczewski już czekał na niego w saniach; nie śmiał się na razie odezwać, ale gdy się znaleźli dosyć daleko od dworu, szepnął:
— To świństwo wysyłać nam