Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
15
LILI

wysunęła i pobiegła do psa, śpiącego na krzesełku, którego zaczęła pociągać za uszy i drażnić.
Cisza się zrobiła; Korczewska nieustannie liczyła oczka szydełka, Gałkowska siedziała przy oknie i z jakąś trwogą patrzyła w zaśnieżony świat; wiatr wył za oknami i co chwila rzucał tumany śniegu w szybki brzęczące, targał za drzwi i gwizdał w kominie, aż się wydymała niby żagiel czerwona firanka, jaką był przysłonięty, a pies, drażniony przez Lili, warczał cicho, aż w końcu znudzony zeskoczył na podłogę, przeciągnął się i drapał do drzwi ze skowytem.
— Cicho Murzyn! Pan przyjdzie, to Murzynowi da jeść, cicho piesku — szeptała Korczew-