Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
16
WŁ. ST. REYMONT

ska, głaszcząc pieszczotliwie psa, który ułożył się na jej spódnicy i zasnął.
— Dzień dobry komedyanty! To czas, niech go drzwi ścisną! — zawołał niski chudy aktor, mocując się przez chwilę z drzwiami, których mu wiatr nie pozwolił zamknąć. Zaczął tupać nogami i otrzepywać się ze śniegu.
— Psi się dzisiaj weselą! Na zakręcie myślałem, że mnie wiatr weźmie, bo mój ibercyerek tak się wydął, że chwilę jeszcze, a wasz Kos byłby sobie pofrunął szukać angażma w obłokach. A zimno!
Zabijał ręce o ramiona po chłopsku i ostrożnie tupał nogami, bo jego cienkie lakierki, pełne łatek i szwów, zaczernionych atramen-