Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
14
WŁ. ST. REYMONT

dząc ponsową z irytacyi twarz Gałkowskiej, która nic się już nie odezwała, tylko gryzła z wściekłości dżety, jakimi był przybrany przód okrywki, a Jańcio okrył się takim kłębem dymu, że zniknął w nim cały.
— Panie Leonie, kogo my w tej chwili przypominamy?
— Samsona i Delilę!
— Czy to ze sztuki jakiej? Musi mi pan w domu opowiedzieć, dobrze? — zapytała słodkim, przeciągłym głosem, dotknęła paluszkiem jego ucha i zajrzała mu tak blizko w oczy, że cofnął się zmieszany i zaczął gwałtownie pokręcać wąsiki.
— Dobrze, opowiem pani! — odpowiedział cicho i starał się uchwycić ją za rękę, ale się szybko