Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zef posmutniały skarżył się, że miał sny niemiłe...
— Cóż ci się śniło?
— Nic, prawie... bagatela. Jakieś olbrzymie wody, pełne ryb potwornych. Będziesz się śmiał, gdy ci powiem, że ile razy mi się to śni, zawsze spotyka mnie jakieś nieszczęście...
— Eh! cóż cię ma spotkać! głupstwo, podobne przypuszczenia!
— Że nie jest głupstwem, nieraz się przekonałem. Coś mnie spotka! Ale co? — i pogrążył się w myślach.
— Przeczucie! — pomyślał Jan, drżąc cały. — Więc to prawda, że można przeczuć! — Ale nie zachwiało go to w postanowieniu. Nie czuł żadnych wyrzutów sumienia. Nic go wewnętrznie nie powstrzymywało od chęci zbrodni, ani serce, ani obawa odpowiedzialności. Natomiast wszystko do tego popychało. Był zimny, spokojny, obliczał jak zdolny rachmistrz:
Miejsce pewne, Ada go kocha, krę-