Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wieszcz ekstatyczny a żyjący z trzema kobietami naraz.
O! poeci — narodzie szalbierzy!
Zaczął czytać. Józef ułożył się wygodnie na fotelu, oparł głowę o poręcz i siedział przechylony wtył, że cała głowa tonęła w cieniu... Tylko białe, delikatne, wychudzone chorobą gardło występowało naprzód w pełnem świetle lampy.
Jan czytał, a w przestankach spoglądał na gardło siedzącego. Z trudem odrywał oczy. Ulegał bezwiednemu przyciąganiu. Czuł szaloną chęć dotknięcia tej skóry, lśniącej jak atłas. Nareszcie, nie mogąc się powstrzymać, wstał i końcami palców dotknął ciepłej, miękkiej skóry. Józef poruszył się gwałtownie.
— Co to? — pytał, starannie obmacując gardło.
— Nic... zdawało mi się... że... posiniało. Nachyliłem się, aby zbliska zobaczyć, i mimowoli dotknąłem się.
Czytał dalej.
Na drugi dzień obudzili się późno. Jó-