ką czuł w sobie, patrząc na nią, dotykając jej ręki na pożegnanie.
Nie mógł odejść. Patrzył z lękiem w okna, na świat, gdzie marcowa pogoda wyprawiała harce, lejąc deszczem, sypiąc śniegiem, lub mrożąc lodowatym wiatrem. Nie mógł się zdecydować na odejście i zaczynał nie chcieć.
— Co będzie jutro? zobaczę... — myślał, wpatrując się w twarz Józefa wzrokiem tak przenikliwym, jakby chciał podpatrzeć, na jak długo starczy mu jeszcze życia.
Czuł, że ze źrenic wypełzają jadowite pragnienia, a nie mógł patrzeć inaczej.
— Jemu myśleć o żonie — jemu! — myślał z politowaniem. Z niepokojem, z zazdrością, gwałtownie rosnącą i z trudem ukrywaną, patrzył, jak Józef szeptał, jak się pochylał ku jej twarzy, jak ją całował, jak swemi wychudłemi, długiemi palcami przesuwał po jej włosach.
— Co to bydlę może mieć jej do po-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/62
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/5/5b/W%C5%82adys%C5%82aw_Stanis%C5%82aw_Reymont_-_Krosnowa_i_%C5%9Bwiat.djvu/page62-1024px-W%C5%82adys%C5%82aw_Stanis%C5%82aw_Reymont_-_Krosnowa_i_%C5%9Bwiat.djvu.jpg)