Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Właśnie przed paru dniami pisali. Podoba ci się ten dom?
— Dwór to jakiś pański — mówił, oglądając fotografję — skądciś pamiętam.
Michał na całą odpowiedź podał mu ojcowski list.
— Kupiłeś całe sto morgów pola ze starym dworem! Wracasz do Polski!
— Yes! Kupiłem całe sto morgów ze dworem. Moje to teraz.
Frank siedział chwilę oszołomiony niespodzianką, aż porwał się z krzykiem.
— Hep! hep! hep! Hurra! Niech żyje Polska! To modrzewski dwór!
— Pamiętasz go może? Mały byłeś jeszcze, kiedyśmy wyjeżdżali.
— Miałem z dziesięć lat, ale pamiętam dobrze. Jakże, sadowy Mosiek złapał mnie w malinach i zaprowadził przed dziedzica. Widzę go jeszcze: stary był, siwy i siedział na ganku z długą fają w zębach. Miałem tęgi strach, nie krzyczał i nie wyzywał, tylko mi wsypał kilkanaście cybuchów i kazał puścić.