Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chłopak napił się raz i drugi, mundur zrzucił i odetchnął z wielką ulgą.
— Wery hot! W pociągu prawdziwa łaźnia, ledwiem wytrzymał. Pędziło mnie też do was, pędziło! Całe dwa lata wojaczki. Masz listy od ojców?
— Wszystko ci później opowiem. Mam już dla ciebie miejsce.
— Jeszcze nas nie zdemobilizowali.
— Kto cię tak ukrzywdził? — spytała, dotykając palcem jego szramy.
— Boche, pod Laonem, ale już ziemię gryzie — machnął niedbale ręką. — Bajonetem rozorał mi gębę i cztery zęby wybił. Wylizałem się szczęśliwie.
— A ten krzyż za co? — zapytał Michał z podziwem niemałym.
— Odbiłem z niewoli jakiegoś angielskiego oficera. Ale o tem potem.
— Pewnie ci się jeść chce? Zaraz zrobię kolację, tylko beze mnie nie opowiadaj.
— Co tam w kraju, u naszych? Całe dwa lata nie miałem listu.