Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rej zamieszkała. Raził jej zmysł piękna zięć Lesiewiczowej — krawiec, rozmamłany zawsze przy robocie, brudny; brutalny jego sposób mówienia — obrażał ją. Żona jego, niska, gruba, piegowata blondynka, budziła wstręt żarłocznością i głupotą bezbrzeżną. Ze starą tylko była na stopie poufałości. Lesiewiczowa chodziła koło niej, jak koło lokatorki, płacącej zgóry, dogadzała i doglądała, jak mogła, choć szorstka była, wymyślała jak tragarz, na zięcia często porywała się z kijem, robotnice córki przepędzała nieraz bez najmniejszego powodu i cały dzień krzyczała na wszystkich. Miała swoje dnie, w których nic nie jadła, do teatru nie szła, siedząc cicho za swoim parawanem, gdzie stało jej łóżko — popłakiwała dzień cały, rozmawiając z jakąś marą.
Raz, w dniu takim, adeptka wsunęła się do niej za parawan.
Stara klęczała przy otwartym kufrze, a na łóżku, stole, krzesłach, leżały porozkładane części jakiegoś teatralnego kostju-