Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Postaramy się. Ja się panią zajmę. — I odrazu, bez ceremonji objął jej kibić i przyciągnął do siebie. Wyrwała mu się z siłą przerażenia i wstydu, dopadła drzwi, gotowa uciekać lub krzyczeć.
— Pili! brzdąc jesteś głupi, zostań. Chciałem się tobą zająć, pomóc, ale kiedy tak — dymajże sobie chóry. — Dopił resztę konjaku i wyszedł.
Pod werandą siedzieli Cabiński i reżyser.
— Ma jaki głos? — zapytał pierwszy.
— Ma, to nuta jeszcze niezaatakowana — dorzucił, wybuchając grubym śmiechem.
— Ale do wzięcia?
— Spróbuj! Takie krowienty, to się ceni...
— Chciałeś?
— E!... Wolę pełny antałek, jak dziewicę... Garson! piwa...
Adeptka siedziała z godzinę w gabinecie, nie śmiejąc wyjść i przyciszając w sobie oburzenie. To, czego doświadczała, było