Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tak nowe, tak niezwykłe i tak brutalne, że się chwiała w sobie z obawy. Zrywała się w sobie jakby do ucieczki... Gdzie? Poco?... — Zostanę, zniosę wszystko, jeśli wszystko znieść będzie potrzeba — a dojdę tam, gdzie chcę dojść. — Widziała się przez chwilę wielką, sławną — spoglądała w tę upragnioną przyszłość przez łzy upokorzenia i woli.
— Dobrzem zapłaciła za przyjęcie do teatru... — powiedziała sobie, wchodząc za kulisy. Lesiewiczowa ją złapała, patrzyła w oczy długo, chciała nieznacznie wybadywać, ale nie mogąc się nic dopytać, a dowiedziawszy się, że mieszka w hotelu, zaczęła ją przestrzegać, że się zrujnuje, że to nie wypada samej mieszkać itd. Stanęło na tem, że zaproponowała jej mieszkanie u siebie.
— Mamy trzy pokoje, ten trzeci z osobnem wejściem próżny stoi, mogłabyś go pani zająć. Tanio oddam. Może być ze wszystkiem.
Zgodziły się. Adeptka obiecała za