— Prawda, ciemno! Wybierz wróble z pod kalenicy, piszczą, jak wypierzone!
Jął cosik rozpowiadać o gniazdach, gdy zakrzyczała, usiłując się podnieść.
— A gdzie siwula! Witek, nie puszczaj w szkodę, bo cię ociec spierą!
Któregoś razu kazała mu bliżej przysiąść i szeptem rozpowiadała:
— Hanka mi wzbrania na wesele Nastusi, ale na złość pódę i przybierę się w modry gorset i w tę kieckę, com to w niej była na odpuście. Oczy za mną wypatrzą, zobaczysz! Witek, narwij mi jabłek, niech cię ino Hanka nie przychwyci! Juści, że jeno z parobkami będę tańcowała! — przymilkła nagle i zasnęła, zaś Witek już całemi godzinami przy niej siadywał, gałęzią bronił od much i wody podawał, czuwając nad nią, kiej kokosz, bo Hanka ostawiła go w chałupie do pomocy, a bydło pasał za niego wraz ze swojem Kłębów Maciuś.
Zrazu przykrzyło się chłopakowi za lasem i swawolą, ale tak go strasznie rozżaliła Józina choroba, że rad był jej nieba przychylić i cięgiem jeno przemyśliwał, czemby ją zabawić i przywieść do śmiechu.
Któregoś dnia przyniósł całe stadko młodych kuropatek.
— Józia, pogładź ptaszki, to ci zapiukają, pogładź.
— Jakże, mam to czem — jęknęła, unosząc głowę.
I gdy odwiązał jej ręce, wzięła trzepoczące się ptaszki w zdrętwiałe, bezsilne dłonie, cisnąc je do twarzy i oczów.
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/217
Ta strona została uwierzytelniona.
— 215 —
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/f/fa/W%C5%82adys%C5%82aw_Stanis%C5%82aw_Reymont-Ch%C5%82opi_Tom_IV.djvu/page217-646px-W%C5%82adys%C5%82aw_Stanis%C5%82aw_Reymont-Ch%C5%82opi_Tom_IV.djvu.jpg)