Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/390

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 388 —

Nie boję się wilka, choćby było kilka!..
Nie boję się chłopa, choćby było kopa!..
............




X.


Owóż te dnie od Bożego Ciała do niedzieli nie przeszły letko Mateuszowi, Grzeli, ni ich kamratom; Mateusz bowiem przerwał roboty przy Stachowej chałupie, zaś drudzy też poniechali swoich zajęć, a ino całe te dnie i wieczory chodzili po chałupach w pojedynkę i podjudzali naród przeciwko Miemcom, nawołując do przepędzenia ich z Podlesia.
Karczmarz ze swojej strony też nie żałował namów, a jak było potrza na upartych, to i poczęstunków, albo borgowań, ale szło kiej po grudzie; starsi drapali się jeno po łbach, wzdychali ciężko i, nie ważąc się na żadną stronę, oglądali się na drugich i na kobiety, które, jak jedna, ani słuchać nie chciały o wyprawie na Miemców.
— Hale! co im do łbów strzeliło! Mało to już marnacji przez bór?.. jeszcze jednego nie odsiedziały i nowe biedy chcą na wieś sprowadzić! — wołały, a sołtysowa, cicha zazwyczaj, jaże pomietło chyciła na Grzelę.
— Jak będziesz niewolił do nowego buntu, to cię strażnikom wydam! Nygusy, ścierwy, robić się im nie chce, toby ino spacerowały! — rozwrzeszczała się przed chałupą.