Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/389

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 387 —

— Wyrwać złe, póki większego korzenia nie zapuści...
— Pleć zboże, póki chwasty nie zagłuszą...
— Przepijcie-no do mnie, a cosik waju rzeknę...
— Byka bierz za rogi, a nie popuszczaj, jaże się zwali...
— Dwa morgi a jedna — trzy morgi; trzy morgi a jedna — cztery morgi.
— Pij, bracie, to i rodzone nie zrobiłyby poczciwiej...
Rwały się z mroków postrzępione rozmowy, że ani rozeznał, kto mówił i do kogo; tylko jeden grubachny głos z Jambroża górował wyraźnie nad drugiemi w różnych miejscach, przechodził bowiem cięgiem od kupy do kupy, to do karczmy zaglądał, i wszędy wygarniając po kusztyczku, pijany już był całkiem, sielnie się potaczał, ale chycił przy szynkwasie któregoś za orzydle i jął go płaczliwie molestować:
— Ochrzciłem cię, Wojtek, i twojej kobiecie tak dzwoniłem, jaże mi kulasy popuchły: postaw kieliszek, bracie! A postawisz całą półkwaterkę, przedzwonię jej na wieczne odpoczywanie i drugą babę ci naraję... młodą, jedrną kiej rzepa! Postaw, bracie, półkwaterkę...
Młodzież hulała zawzięcie, że cała izba wypełniła się wrzaskiem a wiewającemi kieckami i kapotami, już piesneczki przyśpiewywali przed muzyką i tańcowali coraz zapamiętalej, że nawet starsze kobiety wytrząsały się, piskliwie pokrzykując, a Jagustynka, przedarłszy się do środka, ujęła się wpół i, bijąc nogami o podłogę, wyśpiewywała chrzypliwie: