Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 219 —

Pietrek dopiero się przyuczał do polowych robót, ale zawdy szło jakoś, boć i rąk pomocnych nie brakło.
Hanka, choć jeszcze z łóżka, rządziła wszystkiem tak zmyślnie i kwardo, że nawet Jaguś musiała z drugiemi stawać do roboty i o wszelkiej rzeczy równą pamięć miała: o lewentarzu, o chorym, kaj orać i co gdzie siać, o dzieciach, gdyż Bylica już od chrzcin nie przychodził, zachorzał pono. Juści, że całe dni leżała w samotności, tyle jeno ludzi widując, co w obiad i wieczorem, albo Dominikową, zaglądającą do niej raz w dzień; żadna z sąsiadek nie pokazywała się, nawet Magda, a o Rochu to jakby słuch zaginął: jak pojechał wtenczas z proboszczem, tak i nie powrócił. Strasznie mierziło się jej to leżenie, więc aby rychlej ozdrowieć i sił nabrać, nie żałowała sobie tłustego jadła, ni jajków, ni mięsa, nawet przykazała zarznąć na rosół kokoszkę, nie nieśną po prawdzie, ale zawdy wartała ze dwa złote.
Toteż tak prędko zmogła chorobę, że już w Przewody wstała, postanawiając iść na wywód do kościoła; odradzały jej kobiety, ale się uparła i zaraz po sumie poszła z Płoszkową.
Chwiała się jeszcze na nogach i często wspierała na kumie.
— Jaże mi się w głowie kołuje, tak zwiesną pachnie.
— Dzień, dwa i wzwyczaicie się.
— Tydzień dopiero, a zmiany na świecie za cały miesiąc.