Strona:Władysław Staich - Św. Jacek.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nem mieniem, jako zwyczajnie w takich wypadkach bywa. Chcąc zasię do syta zadowolić swoją niemiecko-luterańską zaciekłość, rzucili się na kościół św. Mikołaja i wywlekli zeń ciało pierwszego przeora, wspomnianego br. Benedykta, i najohydniej je zbezcześciwszy, rzucili do rzeki Mołtawy.
Mimo atoli dzikich napaści i ciągłego prześladowania, gdańscy Dominikanie, pomni wskazań św. Jacka, nie ustępowali. Tymczasem jednak miasto niemczało coraz więcej i wreszcie przyszło do tego, że polscy Dominikanie musieli prawić niemieckie kazania w kaplicy św. Urszuli, stojącej w obrębie klasztoru, co spełniali zresztą pilnie, wiedząc, że pracują dla Chrystusa. Polski kapłan bowiem nigdy żadnemu cudzoziemcowi nie odmówi swojej posługi, a w miarę możności nawet jego językiem przemówi. Tak bowiem czynić kazał Chrystus.
Pełni prawomyślności, wierni swemu apostolskiemu posłannictwu, gdańscy Dominikanie, mimo powtarzających się nieustannie napaści i grabieży ze strony leturanów i różnego żołdactwa, grasującego w mieście czasu licznych wojen, przetrwali jednak na swojej placówce aż do roku 1840. Wytrzymawszy wszystkie burze