Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkie wielkie duchy Anglji, sól tej ziemi odwiecznej, całe wieki historji, strupieszałe i zapomniane epoki obok dnia wczorajszego, nieustraszeni rycerze, zdobywcy, poeci, biskupi, prawodawcy, dusze szczytne i wywłoki, bohaterowie i kanalje, wieszcze i słynni szczekacze parlamentarni, tyrani świata i błaźni królów, święci i zbrodniarze, wyklinani przez wieki, cnoty, poświęcenia i zdrady, cmentarzysko wieków, w proch rozwianych, a wiecznie żywe i zapładniające myśl ludzką, kamienne przypomnienia wieków, zebrane w tej prastarej katedrze, na niemy sejm, radzący milczeniem o wczoraj, a czekający na nowe, przyszłe dni i przyszłe dusze swoich następców, przeszłości rdzeń i przyszłości.
Zenon oprzytomniał nieco w tej świętej ciszy grobów; posągi zdawały się patrzeć na niego szeroko otwartemi oczyma, pochylać i mówić coś ciszą głęboką, aż zadrżał z trwogi, i zaczął się zwolna przedzierać przez te tłumy kamienne, wśród coraz grubszych mroków, do wyjścia.
Ale w poprzecznej, wyjściowej nawie cofnął się prędko między tłum białych posągów, ledwie widnych w mrokach, bo jakaś znana, wysmukła i czarna postać wychodziła z drzwi głównych i przeszła, skręcając na lewo, w wysoką, wąską nawę, obiegającą prezbiterjum; z lewej strony, jedna za drugą, pogodnie ciągnęły się kaplice królewskie.
Poszedł za nią w mrok; tylko górą, w poczerniałym gąszczu gotyckich żebrowań, tliły się je-