Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 103 —

— A swoją drogą dołóż do swego zapału nowe buty na zapas i schowaj, przydadzą ci się na powrót — zakończył Wstawka.
— Kiedyż ta próba?
— Gdzie się pani tak śpieszy? — on jeszcze z klasy nie wrócił.
— Zmarźlak! hej Zmarźlak! chodźże tu, stara małpo. Gdzie dyrektor?
— Zaraz idzie — kończy partję.
— A Dżalma?
— Spotkałem go, szedł z temi pannami z za mostu na spacer i powiedział, żeby go kto zastąpił, bo teraz nie ma czasu, przyjdzie na popołudniową.
— Samiec!...
— Nie, to przechodzi pojęcie!...
— Twoje, ma się rozumieć.
— ...jutro się gra, nikt roli nie umie, na próby nie przychodzą: będzie klapa! jak Boga kocham, jeneralna klapa.
— Nie kracz, wrono!
— Że sztuka pójdzie pod psem, za to ręczę.
— Ma się rozumieć, skoro ty w niej grasz.
— Żeby to spektakl był dobry! — bo jak wstawić pragnę kubełek piwonji, bryndza aż śmierdzi — ani cebuli, ani w co wkrajać.
— Jak pogody nie będzie, to i publiczność może nie dopisać...
— Nie bój się. Dopisze, ale tobie na grzbiecie, jak się będziesz sypał, jak wczoraj.