Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ganiali, i znowu nazad — a co ktory powóz to ładniejsy. Jeden był, co sie odróżniał od wsyćkich. Konie carne jak kruki, poubierane w bielutkie gierlandy, furman i lokaj na przodku, a w powozie, na ktorym były herby malowane, siedziała ino jedna pani, straśnie piekna i wystrojona, tak ze sie az w ocach mieniło, gdyś spojrzał. Pan mój kazał furmanowi, coby koło tego ”powozu jeździł bez przestanku, tom sie mu miał cas przypatrzyć. Widziałech, jak ta pani pozierała na mojego pana i on tyz na nią — myślę se: „Na cosi sie zanosi”. Zycyłech z duse panu, bo widać godna osoba i majątek musi mieć niemały, skoro w takiej paradzie se jeździ.
Pan miał postanowienie zrazu ozenić sie z tamtą, co była z matką u świętego Pietra, ale sie okazało, ze i ona tyz majątku patrzy — i tak sie ni mogli zgodzić.
„Dobrze sie stało — dumałech se - bo zaś co do te w powozie, to ani przytykać; tamta mogłaby ślebodnie za pokojówkę być u te hrabiny i nikt by nie powiedział, ze to nie pasuje”. Myślę se: „Zebych tak strykiem był mojego pana, to bych mu ino tę raił i sam bych na namowiny poseł i potela bych nukał, azby sie przeznacenie wypełniło”. Widać przecuła, com se w duchu myślał, bo pozierała i na mnie łaskawe. Skóro my sie raz zjechali tak, ze konie sły w parze, dojrzałech, jak rzuciła kartkę mojemu panu do po-