Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 58 —

odemnie? — zapytał Fogelwander, nie pojmując znaczenia tych słów błagalnych.
— Ja już widział jasny rotmistrzu! — mówił Trokim dalej — Szachin niewiara naważył na mnie; po mnie on tu przyszedł, bodaj drogi nie znalazł a w piekło się zapadł gorące! Złoty, jasny panie, każ mnie rostrzelać oto zaraz; sam mnie przebij na miejscu; nie markotno mi życia, ale nie wydawaj mnie w jego ręce!
Fogelwander zaciekawiony jeszcze bardziej, chciał bliżej wybadać Trokima, ale w tej chwili właśnie nadbiegł ordynans i oznajmił, że powołują go do sztabowej kancelaryi w bardzo pilnej sprawie. Fogelwander przywołał Porwisza, nakazał mu jak najściślej pilnować Trokima, i pospieszył do sztabu.
Samego komendanta Korytowskiego nie było we Lwowie. Mimo że oddana jego pieczy twierdza była niejako w stanie oblężenia, Korytowski musiał wyjechać w bardzo pilnych i ważnych sprawach. Oficer ten, jeden z tych nielicznych w ówczesnej Polsce ludzi, co mieli zmysł publicznego porządku i energicznie po-