Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 56 —

stary Porwisz nie dałby sobie rady z tem łotrowstwem, choć nie chwaląc się, jako saski żołnierz w Koenigsteinie przeróżnych gwałtowników miałem pod wartą. Ale on już sam w subordynacyi ich trzyma, a oni go też wenerują ogromnie. Kiedy się w kałauzie kłócić i bić poczną, a wyć jako wilki dzikie; muszkietami ich nie uskromnisz, ale jak ten złodziejski rotmistrz, czy tam kampańczyk, czy watażka huknie na nich, aby cicho było, to naprawdę mości rotmistrzu natychmiast taki spokój, że mak siać tylko...
— Jakże on się nazywa, ten kampańczyk? — zapytał jeszcze bardziej rozciekawiony Fogelwander.
— Trokim Żyr, mości rotmistrzu.
— Przywiedź go tu!
Wachmistrz poskoczył ku hajdamakom i powrócił z Trokimem.
— Możesz odejść — rzekł oficer do wachmistrza.
Porwisz się zawahał.
— Mości rotmistrzu, z respektem pokornym.... niebezpiecznie!.... To okrutny gwałtownik.
Fogelwander ruszył stanowczo ręką