Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 306 —

porwały chciwie, co im rzucono, i porozbiegały się po rozmaitych kątach podwórza, jakby się obawiały wzajemnej napaści.
— Teraz ruszajmy dalej! — rzekł niecierpliwie Fogelwander.
— Możemy ruszać natychmiast, ale Ogarek niech pozapala latarki — odpowiedział Kwacki — obmyśliłem drogę. Mam wytrych do lochu doskonały. Zdarzyło się szczęśliwie, że kiedy od was wróciłem do domu, trzeba było przygotować kamień prochu, podobno dla konfederatów; otworzono mi loch i kazano proch wydać. Korzystałem ze sposobności i poszedłem do owej kraty, z której widziałem tę piękną niewolnicę. Miałem przy sobie pilnik i dłuto, zabrałem się zaraz do kraty. Robota była bardzo łatwa, bo żelazo było już zupełnie rdzą zgryzione.... Tamtędy wtargniemy na małe podwórze w środku domostwa.
Fogelwander z radości uściskał serdecznie Kwackiego.
Gdy psy zniknęły w ciemności, warcząc i naszczekując nad kośćmi, Kwacki wziął latarkę, schował ją pod połę,