Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 188 —

myślałem w duchu — bo ja nic a nic nie wiem. Uradowany Greczyn dał mi sto dukatów i zapewniał o dozgonnej wdzięczności.
— Już wiem! już wiem! — wołał ciągle — to ten łotr Boscamps wykradł mi moje dziecko! O jakaż mądra jest pańska wyrocznia! Pan sam nie wiesz, jaką boską posiadasz sztukę: „Mąż który z pól i lasów wędruje.“ Bois, las — camp, pole — Boscamps: mąż z lasów i pól! O, to Boscamps, z pewnością Boscamps!“
I Seingalt, powtórzywszy te słowa nieszczęśliwego ojca, śmiać się począł ogromnie.
— Stary Greczyn poleciał jak szalony — ciągnął dalej swoją powieść — i już go odtąd nie widziałem! Ale co najciekawsza i najzabawniejsza w całej tej sprawie, że dawszy taką wyrocznię, jaka mi na język przyszła, wskazałem osobę rzeczywiście żyjącą. Pan Moszczyński, który mnie w Warszawie przyjaźnią swoją zaszczycał, opowiedział mi później, że istnieje taki pan Boscamps, że jest internuncyuszem waszej Rzeczypo-