Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

160

— Skądże ci to przyszło tak nagle? — zapytałem go.
— Ano, rotmistrzu, nie bez racji to mówię, — odpowiedział Zawejda z frasunkiem — tośmy przecież wczoraj z samym djabłem Jego Mością wino pili!
Zaśmiałem się na to, bo Zawejda mówił to z miną bardzo frasobliwą, z szczerym smutkiem i z zupełną konwikcją.
— Śmiej się ty, rotmistrzu, albo nie — rzecze na to porucznik — i tego mi nie bierz za obrazę, ale Waszmość się na tem nie znasz, boś w życiu swojem może nigdy nie był pijanym, to i myślisz, żeśmy się wczoraj tylko upili, a nic więcej. Owo ja ci powiadam, że nie. Daj mi Boże tyle dukatów dzisiaj, ile razy ja byłem pijany w służbie księcia ordynata Ostrogskiego, który jako ci wiadomo i sam lubił pijać i drugim pozwalał, ale takiegom ja wina jeszcze nie widział, ani nie pił, anim nawet o niem nie słyszał, coby takiego jak ja Barabasza trzema naparstkami z nóg waliło, a w takowy stan dziwny upojenia wprowadzało. A com za dziwy okrutne w tym bezprzytomnym stanie oczyma mojemi oglądał, tego już i wspominać nie chcę, aby w złą godzinę nie trafić. Tak ja wam raz jeszcze powiadam, żeśmy wczoraj chyba z samym Lucyferem Jego Mością pili w owej karczmie, bo jeśli to wszystko po ludzku było, to ja nie Zacharjasz Łada Zawejda i nie oficer jestem, ale Błażej się zowie i szwiec jestem z Kozienic!
Przez całą drogę do Kulikowa nie umilkł Za-