Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

156

chwałej jakowejś fantazji żaden z nas pohamować nie mógł. Mój najmłodszy porucznik, ale najstarszy wiekiem z nas wszystkich, bo już szpak był tęgi, niejaki Zawejda, najpierw począł to wino wychwalać, bo bibosz był zawołany i znawca takoż niezwyczajny.
— Oto mi wino! — zawołał — jakie i monarchowie chyba na wielkie święto pijają! Przelałem ja przez gardło niejeden haust smakowity, a niema wina, któregobym nie pijał. U JP. kasztelana Zawichostskiego pijałem jeszcze małmazję odwieczną, a kiedym był w Krakowie, poznałem się z węgrzynem najszlachetniejszym, z winem, co było Hungariae natum, Cracoviae educatum; u Księcia Ordynata Ostrogskiego, kiedym był w jego milicji, pijałem najzacniejsze francuskie wina, tu na Rusi p. wojewoda Cetner nowomodnym szampanem raz mnie był poczęstował, ale to Mości Panowie wszystko furda! Za nic wszelakie pontagi, muszkatele, monasbergi, refoski, Lacrimae Christi...
Na to ostatnie słowo Zapatan nagle się zakrztusił i tak srodze kaszlać począł, że aż Zawejda przerwać orację musiał. Dopiero po chwili mógł kontynuować swoją perorę.
Ecce vinum, Mospanie! — wołał Zawejda dalej — nektar incomparabilis, który serce grzeje, duszę wypogadza, rozum szlufuje, wzrok ostrzy, a starce w młodzieńce przywraca; ecce vinum, do którego to napisano ów carmen:

Vinum dulce,
Cor permulce!