Strona:Władysław Łoziński - Dwunasty gość.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
147

Dla nas wszystkich oficerów jedna duża izba przygotowaną była, a łóżek w niej nawet nie było, jeno siana świeżego nam naścielono. W stajni zaś karczemnej umieszczonych było jeszcze dziesięciu pocztowych moich. Przyjechaliśmy do Rawy już około południa, więc też nim się człowiek oczyścił, nim się posilił i odpoczął, a potem nim się rozrachował i rozpłacił za całą chorągiew — albowiem wczas to trzeba było zrobić, bo nazajutrz skoro świt mieliśmy wyruszyć w marsz dalszy — już i wieczór zapadł. Zeszliśmy się oficerowie do izby gospodniej, aby spożyć wieczerzę, jakiej dostać było można, i zapić kwaśnym cienkoszem rawskim, co go, nie wiem z jakiej racji, tytułem wina żyd karczmarz uhonorował — a było nas razem pięciu, tj. ja, dwóch pierwszych i dwóch drugich poruczników.
W izbie palił się duży ogień na kominie, a przy nim zastaliśmy owego czarnego kawalera. Siedział plecyma do nas odwrócony, długie, chude nogi wyciągnął naprzód przed siebie, i patrzył ciągle w żar ogniska. W ciemnym kącie koło komina siedział kruk jego i zdawał się drzemać, ale co chwila podnosił łeb do góry i chrapliwym głosem się odzywał, wyraźnie jakgdyby we śnie jakimś niespokojnym.
Wszystkich nas bardzo zdziwił i zaciekawił ten podróżny, ale już najbardziej jednego z młodszych moich oficerów, niejakiego Aksamickiego. A że w tej historji, której opowieść teraz słyszycie, o nim mi mówić ciągle przyjdzie, więc tedy zaraz tu z początka umieszczę o nim wiadomość. Był ten Aksamicki synem jedynakiem bardzo bogatego mieszcza-