Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z. Gadaj: co to jest materya?
F. Rozciągalność... oporność... ważkość... podzielność... prężność... Mógł jednak Bóg obdarzyć materyę innemi jeszcze zaletami. I jest ich może — tysiące.
Z. Tysiące! Podły zdrajco! Już widzę dokąd zmierzasz. „Tysiące“. Chcesz powiedzieć przez to, że Bóg może materyę rozbudzić, przeduchowić. że dał on instynkt zwierzętom i jest Panem świata...
F. Jednak nie jest wykluczonem, że Bóg udzielił materyi mnóstwo nieuchwytnych dla nas właściwości.
Z. Nieuchwytnych... Dla nas... Przewrotny zdrajco!
F. Wybacz. Powiedzieć chciałem, że moc Jego góruje nad naszym rozumem.
Z. Moc jego! — moc jego! Tak mówi ateista.
F. Mógłbym na poparcie swego zdania przytoczyć opinie wielu świętych doktorów kościoła...
Z. Milcz! Bluźnisz! Ni Bóg ni wszyscy święci nie zbawią cię od stosu... Spłoniesz żywcem, jak ojcobójca i filozofowie podobnego kroju i wyznania!
Fil. Kto wynalazł ten gatunek argumentowania: szatan — czy ty?
Z. Plwocino piekła! Imputujesz mi obsessyę.
Fil. Ty...
Z. Ty...
(W tem miejscu Zelot wymierza filozofowi tęgi policzek. Filozof oddaje mu z lichwą).
Fil. Do mnie — śmiałe duchy!
Z. Do mnie św. Hermandado!
(Po stronie filozofa staje tuzin jego braci, po