Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

woju, widzialnym w dalekiej perspektywie wieków — to cóż nad to prostszego? Ale — jeżeli, jak to wiem, chcieliście przemycić w takiem powiedzeniu szczęśliwy fałsz, jakoby wszyscy byli syci, zadowoleni i wolni od cierpień, to... to przecież wy sami, twórce „wszystkiego dobrego“, słyszycie, jak „prawda“ ta wola o pomstę!
Być może, sądzicie inaczej — myśląc, że nieprzerwany jęk jest „dobry“ ze względu na Boga, do którego dochodzi, jako... radość?
Tak potwornego absurdu nie chcę wam przypisywać.
Więc wyciągam rękę i kornie proszę o słowo, aby zaś z oczu moich opadła zasłona, bym wiedział, co znaczy ta o „wszystkiem dobrem“ przypowieść?
... Podług Platona nad wszelkie inne możliwości świata Pan Bóg wzniósł najdoskonalszą budowę: to, co jest. W ślad za systemem Platona poszło wielu filozofów chrześciańskich, niepomnych na to, że „grzech pierworodny“ wikła tu nieco rachunki.
Leibniz w swojej „Theodicee“ przemawia za Platonem. Ale Leibniz, który lubi mówić o wszystkiem, gada też o grzechu pierworodnym i godząc systematyków z Platonem, zmyślił dość zabawną historyę o tem, że właśnie jawne nieposłuszeństwo okazane Panu Bogu, płodne w tak tragiczne następstwa, stanowi niezbędną śrubę w systemie tego najlepszego z światów, jako wyraźny moment najwyższej szczęśliwości.