mną szeroki twórczy plan wszechbytu i planu tego nieznanego twórcę“. O cóż toczymy spór?
O serc krzepienie w naszej zaprawdę smętnej wędrówce? Któż pokrzepia i pociesza: ja — czy wy? Zapomnijcie o tem, że religia wypluła z siebie straszliwe okropności i wysiała na tym podole pełną garść głupstwa, nieuctwa, ciemnoty — z czego nie wynika, aby zarzut ten nie obarczał niektórych indyferentów i osobistych Pana Boga nieprzyjaciół.
Ale — mówię — być może, pomiędzy wirchem „Tak“ a wirchem „Nie“ znajdziemy zacną drożynę. I na imię jej będzie: „Bóg“ i mądre — przemądre prawa.
Mówicie dalej, że wiarę od przesądu dzieli jeno krok. O — skromni! Rozumni mierzą tę granicę na nieskończoną milę. I tak prześwietlonych duchów będzie jeszcze, jeszcze więcej. Od fanatyzmu, co niedawno cały świat oplatał równikiem... miłości — odpadają coraz to nowe dzielnice.
Najpiękniejszym hołdem, złożonym nieznanemu bogu jest, mojem zdaniem, głosić go zdala od gniewu i nienawiści — tak jak najbezczelniejszem zaprzeczeniem prawdy jest wyobrażać go sobie jako nieubłaganą wściekłą i zaciekłą istotę, tropiącą grzechy ludzkie. Prawda ucieka od zaciekłości. Ten przeto głosi boga, i jest jego blizkim, kto zwiastuje go cichem mądrem sercem, duchem pogodnym i mocnym.
Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/30
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
(D. Ph.)
✶