Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mniejszość, mogli swobodnie wykonywać prawo swego kultu, uławiać dusze na lojalne wędy prawdziwych wierzeń, tak iżby prawda wyskoczyła z chaosu, jak wszechorężna Minerwa z Jowiszowego mózgowia i zajaśniała, jako nowa, nieznana jeszcze gwiazda pierwszej potęgi na niebie ciemnych powiek naszych.
Nic z tego...
Mówią dalej — mówią a raczej gadają, że wolni myśliciele zagrażają całości społeczeństwa, jako sekta.
Mówi się tu o jednostkach, których wyznanie wiary polegało zawsze na pierwszej, niezłomnej zasadzie swobody i dostojeństwa myśli. Występować zaś solidarnie przeciw sekciarzom i prześladowcom nie znaczy jeszcze tworzyć sekty, tak samo jak gnębić gnębiciela nie znaczy prawdy uszczuplać, ale bronić najświętszych praw, jakie człowiekowi nakazuje — świadomość...

(D. Ph.)

Drży mi na ustach inna prawda: „niech będą pochwalone ludy starożytne nieprześwietlone łaską... chrześcijaństwa“.
Zacóż was czcić, bracia chrześcijanie? Czy za to, że wydaliście najkrwawszych, najwymyślniejszych oprawców, jakich nie znały czasy pogaństwa?
O — wy odwieczni, co chwila chwytani na falszach... szalbierze!
W bojaźni Bożej to mówię i skrusze... Być może się mylę... Być może, wypuszczając trzewia z opornych kacerzy, siedzieliśmy po prawicy Boga? Być