Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rynarza. Mały Telemak mógł się bawić odzieraniem liści ze starych wieńców trubadurów, wyrywaniem rycin z książek ze spokojną beztroską dziecka, wiedzącego, że ojciec jest bardzo daleko, a nie robiącego sobie nic z napomnień wychowujących go kobiet. Pozatem poeta pozostawił chrześniakowi w spadku stary dom w Walencji, kawał ziemi i pewną kwotę w gotowiźnie: ogółem, trzydzieści tysięcy duros.
Co do drogiego opiekuna Ulisesa, potężnego Trytona, to tego wiek się zdawało nie imał. Za powrotem do Barcelony Ferragut niejednokrotnie zastawał go u siebie: na Cintę i na jej syna przeniósł on część uczuć, jakie się ogniskowały niegdyś na Ulisesie... Donn Cristina żywiła dlań głuchą nienawiść; on zaś naprawdę pragnął, by mały Esteban poznał dom swych dziadów.
— Powierzysz mi go! Wiesz przecie, że tam u nas ludzie się stają, jak z bronzu. Powierzysz mi go, nieprawdaż!
Dońa Cristina odpowiadała wybuchem oburzenia. Wnuka swego powierzyć Trytonowi, by wpoił weń, jak w Ulisesa, zamiłowanie do przygód marynarskich! Apage, satanas!
Raz powracającemu z wyprawy na morze Czarne synowi dońa Cristina oznajmiła krótko:
— Stryj twój umarł.
Nabożna pani po chrześcijańsku opłakiwała zgon szwagra i część modlitw poświęcała jego pamięci. Mimo to z pewnem okrucieństwem rozwodziła się nad szczegółami smutnego końca doktora. Nie mogła mu wybaczyć, że wywarł tak zgubny wpływ na losy Ulisesa. Zmarł, jak żył, na morzu, padając ofiarą swej lekkomyślności; a zmarł przytem bez spowiedzi, jak poganin... Nowy spadek przypadł w udziale Ferragutowi.
Stryj, kąpiąc się, popłynął w dal pewnego słonecznego ranka zimowego i już nie wrócił. Starcy z pobrzeża po swojemu wyjaśniali ów wypadek: osłabieniem jakiemś, czy uderzeniem o głaz pod-