Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lat. Wszystko tam zostało tak, jak było za czasów jego dzieciństwa: popiersia głośnych poetów nad bibljotekami, wieńce pod szklanemi kloszami, przedmioty artystyczne, posążki, nagrody z konkursów poetyckich, książki ze złoconemi grzbietami, ustawione na półkach w zwarte szeregi. Ale popiersia pożółkły, śniedź osiadła na bronzach, z wieńców opadły liście. Rzecby można, iż owe nieruchome przedmioty posypał deszcz popiołów.
Ulises zastał poetę zagłębionego w fotel. Wychudł on, zżółkł; brodę miał białą zupełnie; jedno z oczu było stale zamknięte, drugie rozwarte niepomiernie. Na widok marynarza wspaniale zbudowanego, opalonego, silnego, starca ogarnęło dziecinne łkanie.
Odwiedziny były krótkie. Kapitan musiał wracać do Grao, gdzie czekał nań transatlantyk, gotów do drogi na południe Ameryki.
Poeta znów się rozpłakał, całując chrześniaka na pożegnanie. Wiedział, że nie ujrzy już tego olbrzyma, którego potężny oddech zdawał się odtrącać jego starcze uściski.
— Ulisesie, mój synu! Myśl zawsze o Walencji... Rób dla niej wszystko, co możesz... Wiesz dobrze przecież: Walencja, zawsze Walencja!
Poprzysiął więc wszystko, czego odeń żądano, nie wiedząc dobrze, czegoby Walencja spodziewać się mogła po nim, zwykłym marynarzu, błądzącym wiecznie po morzach.

W rok potem Labarta umarł. Ferragut był podówczas na morzu. Gdy przybył do Barcelony, matka wręczyła mu list, jaki poeta napisał doń na kilka dni przed zgonem: „Walencja, mój synu! zawsze Walencja!... Zaklęcie to powtarzało się po kilkakroć razy... W końcu Labarta zawiadamiał marynarza, że czyni go swym spadkobiercą.
Książki, statuje, wszystkie pamiątki sławy Labarty przybyły do Barcelony, by zdobić dom ma-