Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wodny. Doktór dzielnie się jeszcze trzymał, ale wiek swoje waży. Niektórzy przypuszczali, że Tryton padł w walce z rekinem lub z innym jakimś potworem, polującym na morzu Śródziemnem. Próżno rybacy przeszukali wszystkie zatoki przylądka, wszystkie mroczne groty i wszystkie wietliste otchłanie — zwłok Trytona nie odnaleziono.
Ferragutowi przyszedł na myśl orszak Amfitryty, jaki mu stryj tylekroć razy opisywał całemi nocami, gdy w dali lśniły gwiazdy morskie latarni. Może Tryton napotkał gdzieś owo roześmiane grono nereid i z własnej woli się z niem połączył.
To niedorzeczne przypuszczenie wywołało na usta Ulisesa smutny półuśmiech niedowierzania; ale równocześnie przyjęte zostało z wiarą, pod niewiele różną postacią przez wielu z pośród mieszkańców Mariny.
W śmierć doktora nie chcieli oni uwierzyć. Czarownik by się nie utopił. Znalazł widocznie na dnie morza coś, co go bardzo zajęło: a gdy mu się znudzi pobyt w zielonych głębinach, powróci wpław do domu.
Nie, doktór nie umarł! To też przez długie jeszcze lata potem kobiety, którym się zdarzyło iść brzegiem morza o zmierzchu, przyśpieszały kroku, żegnając się, na widok gałęzi lub pęków wodorostów, pływających na szarej fali. Bały się, że znagła wypłynie Tryton, powracają cy wreszcie z gościny w tajemniczych otchłaniach morskich.