Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sząc słodkie wonie w powietrzu; zupa gęstniała od smakowitego tłuszczu djabłów morskich; oliwa skwierczała w rynce, w której kąpały się, jak płatki bladoróżowych kwiatów, małe łososie; jeże morskie i czarne małże zgrzytały pod nożem, roniąc żywe jeszcze ciało do rondla.
W zagrodzie, przyległej do domu, stała krowa o nabrzmiałych wymionach; ryk jej głuszył niekiedy gdakanie kur, włóczących się gromadami po dziedzińcu.
Mąka, jaką zaczyniała służąca, i kawa — były to jedyne produkty, które Tryton musiał kupować. A jeśli, wróciwszy czasem z jakiejś wycieczki pływackiej, szukał butelki żytniówki, to tylko, by się nią natrzeć.
Raz w rok pieniądz napływał falą do domu. Dziewczęta, najmowane do winobrania, rozpierzchały się po winnicach, by ciąć grona winne o drobnych a jędrnych jagodach. Następnie rozkładały je na pewnych jakby strzechach, zwących się „riurraus“. W ten sposób to otrzymuje się owe drobne rodzynki, tak poszukiwane przez Anglików do przyrządzania ich puddingów. Zbyt na nie był pewny: przypływały po nie statki aż z morza Północnego. I Tryton, z pięcioma czy sześcioma tysiącami peset w dłoni, popadał w kłopot nielada: co człowiek zrobićby mógł z takiem mnóstwem pieniędzy.
— Wszystko to należy do ciebie, — rzekł kiedyś do bratanka, pokazując mu dom.
Należeć też doń miała i łódź, i książki, i meble staroświeckie, gdzie w szufladach pochowane były pieniądze sposobami naiwnie chytremi, właśnie tak, by ściągnąć na się uwagę.
Ale choć ogłoszono go panem wszystkiego, co go otaczało, niemniej jednak Ulises poddawać się musiał twardemu despotyzmowi umiłowania. Jak że daleko był od matki, owej zacnej pani, co zamykała okna, gdy przechodził, i nie wypuszczała go na dwór, nie zawiązawszy mu przedtem pieczo-