Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wieczorami Ulises, patrząc na malutkie fregaty dziadkowe, słuchał, jak stryj opowiadał mu o Rybie-Mikołaju: był to człowiek-ryba, mieszkający w cieśninie Mesyńskiej; Cervantes i inni autorzy mówią o nim... Doktór musiał być zapewne jakimś krewniakiem owego Ryby-Mikołaja. Niekiedy też Tryton wspominał o pewnym Greku, który co noc, chcąc widzieć się z kochanką, przebywał wpław Helespont. Ów czyn tkwił wiecznie w głowie opowiadającemu, który marzył, iż popłynie na Dardanele, by nie sam tylko, pewien poeta, zwany lordem Byronem, odnowić miał w pamięci ludzkiej ową legendarną przeprawę.
Księgi jego, mapy morskie, rozwieszone na ścianach domu, wazony szklane, w których hodował ryby, mięczaki i trawy morskie, a nadewszystko upodobania jego w rozdźwięku były z umysłami zrutynizowanemi sąsiadów. Miał on też z tej racji sławę tajemniczego uczonego: w przekonaniu ogółu był czarownikiem.
Ludzie rozsądni mieli go za szaleńca; ale skoro im coś poczynało dolegać, wierzyli weń równie szczerze, jak ubogie kobieciny, wystające godzinami u jego progu, z oczami utkwionemi w łódź, tańczącą na pełnem morzu, czekające cierpliwie aż wróci, by mu pokazać małe chore dzieci, trzymane na ręku. Był też o tyle lepszy od innych lekarzy, że nie trzeba mu było płacić za poradę; wprost przeciwnie, niejeden z „klijentów* unosił z sobą, wychodząc, kilka sztuk srebra w kieszeni.
Doktór był człowiekiem bogatym; był to człowiek najbogatszy w okolicy; nie wiedział, co robić z pieniędzmi. Codzień oddawał służącej — staruszce, co służyła jeszcze u ojca i znała jego matkę — wszystko, co złowił w morzu; było tam tego więcej, niż na nich dwoje na cały dzień. Tryton, rozwinąwszy żagiel ze świtem, przybijał do brzegu przed jedenastą i wkrótce nad zarzewiem w kominie trzaskała szkarłatna langusta, rozno-