Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Telegrafista służbowy odpowiadał teraz na pytające spojrzenia kolegi ruchami przeczącemu głowy. Słychać było jedynie rozmowy innych statków, które również posłyszały wezwanie. Wszystkie dziwiły się temu nagłemu milczeniu i, zmieniwszy kierunek jak i statek francuski, dążyły teraz do punktu, gdzie „Californian“ napotkał okręt podwodny.
— Więc oni są na morzu Śródziemnem! — krzyknął w najwyższem zdumieniu telegrafista, kończąc opowieść. — Jakże oni zdołali się tu dostać!
Ferragut nie śmiał się pokazać na mostku kapitańskim. Bał się, że wszyscy ci marynarze nagle zaczną się jemu właśnie przypatrywać. Zdawało mu się, że gotowi myśli jego przeniknąć.
W odległości stosunkowo niewielkiej od statku, na którym sam się znajdował, zatopiono okręt pasażerski. Może złoczyńcą tym był właśnie von Kramer? A więc to to miał na myśli oficer niemiecki, gdy mu polecił powtórzyć rodaczkom, że wnet głośno tu będzie o jego poczynaniach! I to Ferragut był mu pomocny w przygotowaniach do tej zbrodni!
— Coś ty zrobił? Coś ty zrobił? — pytał go gniewnie głos sumienia.
Po godzinie wstyd mu już było siedzieć na pokładzie. Mimo wszystkie rozkazy komendanta, wbrew surowym zakazom wiadomość obiegła już wszystkie kabiny. Rodziny całe, zaalarmowane właśnie spokojem, jaki panował na statku, pojawiać się jęły na pokładzie każdy z nadchodzących kończył się spiesznie ubierać, usiłował nałożyć pas ratunkowy, przymierzany po raz pierwszy. Dzieci piszczały, wystraszone niepokojem rodziców. Kobiety zaczynały płakać bez powodu. Statek płynął ku miejscu, gdzie storpedowano inny: wystarczało to, by siać trwogę pośród strachajłów, gotowych