Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

purnego koguta radził popodrzynać gardła wszystkim kanonikom na chórze, a potem spalić katedrę; a ponury i surowy dzwonnik jednostajnym, gromkim głosem, idąc za biegiem swych myśli, powtarzał:
— I pomyśleć, że tam w kościele tyle bogactw, zebranych przez pychę, leży bez żadnego użytku. Złodzieje! rozbójniki!...
Gabryel zaczął przepędzać całe dnie obok Sagrarii. Srebrna-Laska, widząc go prawie ciągle z nią, był zadowolony: przypuszczał, że Gabryel rozszedł się ze swoimi uczniami. Pewnego dnia podszedł do niego z protekcyonalnym uśmiechem:
— Kochany Gabryelu, wcześniej, niż przypuszczasz, dostaniesz nagrodę za dobre sprawowanie. Mówiłem ci, że poszukam czego dla ciebie, jeśli pomożesz mi pokazywać skarb. Otóż znalazłem! Począwszy od przyszłego tygodnia wpadnie ci codziennie do kieszeni dwa pesetas, błyszczące, jak słońce... Czy byłbyś w stanie przepędzać noc w katedrze? Najstarszy ze stróży, były żandarm, czuje się już zmęczony i wraca do siebie na wieś. Zdaje się, że nabrał obrzydzenia do służby od czasu, jak zdechł jego dog. Drugi stróż nie jest bardzo pewny, potrzeba mu towarzysza. Czy nie zechciałbyś nim być? Gdyby to było w zimie, nie mówiłbym ci o tem — zanadto kaszlesz. Ale w lecie katedra jest najprzyjemniejszem miejscem w całem Toledo: będziesz tam przepędzał miłe noce. Później, jak przyjdą chłody, poszukamy ci innego miejsca. Pomimo twej lekkomyślności mam do ciebie zaufanie; nale-