Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w jego sutannie? pierwszego, który przekroczy prawidła i naruszy porządek... wyrzucić za drzwi! Trzeba tam mocnej pięści. 1 niech nie nudzi więcej arcybiskupa podobnemi bredniami, bo może sam wylecieć!...“
Po tej awanturze w Don Antolinie jakgdyby wezbrała energia, choć poprzysiągł sobie nie chodzić więcej do strasznego prałata. Postanowił pokazać swą władzę najsłabszym, tym, których uważał za przyczynę awantur: wyrzuci szewca, ponieważ ten nie miał żadnego prawa na zamieszkiwanie klasztoru. Niestety postanowienie to wyszło wkrótce na jaw, dzięki Mariquicie, która, zachwycona energią wuja, nie omieszkała pochwalić się przed kilku sąsiadkami. Nowina wywołała takie oburzenie, ze Srebrna-Laska nie ośmielił się myśli swej w czyn wprowadzić. Tato rzucał nań spojrzenia pełne sarkazmu i groźby, które biedak tłomaczył sobie w ten sposób: „Pamiętaj o mym nożu“. Lecz najwięcej przerażało Don Antolina milczenie i złowrogie spojrzenia, jakiemi obrzucał go dzwonnik.
Nawet poczciwy Estaban protestował na swój sposób, mówiąc miękko:
— Czy to prawda, że chcecie wyrzucić szewca? Byłoby to źle, bardzo źle. W gruncie rzeczy są to nędzarze i ona urodziła się w klasztorze. Okrucieństwo nie prowadzi nigdy do celu, Don Antolinie!
I stary ksiądz, nie mając żadnego oparcia, przerażony wrogiem zachowaniem sic ogółu, odkładał z dnia na dzień wykonanie surowych postano-