Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sie“. Przybiegłem. Miał twarz czarną, jakby pokrytą woalem i otwtierał maleńkie swoje usteczka... Skrzywił się jeszcze dwa razy, potem oczy zamigotały, szyja pomarszczyła się... Zupełnie jak ptaszyna!...
Płakał, powtarzając ciągle to porównanie dziecka z ptaszkiem, zabitym przez chłody zimy. Dzwonnik spojrzał ponuro na Gabryela.
— Ty, który wiesz wszystko, powiedz czy to prawda, że umarł z głodu?
Tato, pełen buntowniczych zapałów, wybuchnął:
— Niema sprawiedliwości na świecie!.. Trzeba to uporządkować! Pomyśleć tylko, że dziecko umiera z głodu w domu, gdzie złoto płynie strumieniami, gdzie tylu obrzydliwców ubiera się w złoto.
Kiedy odniesiono małe ciałko na cmentarz, matka zaczęła szaleć z rozpaczy, rozbijała sobie głowę o mury klasztorne.
— Oh, moje dziecko, mój maleńki Anteczek!
W nocy Sagraria i inne kobiety czuwały przy niej.
Ból przyprawiał ją o obłęd. Chciała kogośkolwiek uczynić odpowiedzialnym za swoje nieszczęście, groziła najwyżej położonym osobistościom na Claveriasie.
— To wina Srebrnej-Laski — krzyczała nieszczęśliwa. — Wyrzutek! Wyzyskuje naszą nędzę przez swe lichwiarstwo. Nie dał jednego liarda dla mojego biedactwa. A Mariquita, czupiradło! Nie była u nas nawet trzy razy... To upadła dziewczyna, mówię wam! Myśli tylko o strojach, żeby wzbudzić chrapkę w kadetach!...