Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i sztyletu pragnęli przerazić społeczeństwo i narzucić mu siłą strachu nowe doktryny.
On wierzył w potęgę idei, w ewolucyę pokojową ludzkości.
Trzeba tylko pracować, jak pierwsi apostołowie chrześciańscy: mieć wiarę w przyszłość, ale czekać bez pośpiechu na wejście w życie idei, przywiązywać się tylko do pracy dnia dzisiejszego, nie troszcząc się, że dopiero po latach wielu zbierać będziemy plony.
Zapał prozelity kazał mu rzucić Paryż po upływie pięciu lat. Pragnął zobaczyć jaknajprędzej świat, poznać nędzę społeczną i siły, jakiemi rozporządzali wydziedziczeni dla dokonania wielkiej rewolucyi.
Nadto znudził mu się ciągły nadzór policyi francuskiej, wywołany bliskimi stosunkami ze studentami ruskimi z quartier latio, młodymi ludźmi o zimnych oczach i długich włosach, którzy próbowali zaszczepić na gruncie paryskim krwawy odwet nihilizmu.
W Londynie poznał się z młodą i chorowitą Angielką, która, płonąc tak, jak on, żarem propagandy rewolucyjnej, chodziła od rana do wieczora po pracowniach i fabrykach, rozdając broszury, przechowywane, w wiecznie zawieszonem na jej ramieniu, pudełku od kapeluszy. Łucya została wkrótce przyjaciółką i towarzyszką Gabryela. Kochali się bez uniesień, miłością mięką i cichą, więcej z powodu wspólności ideałów, niż pociągu zmysłów; miłością rewolucyonistów, których umysł tak całkowi-