Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

potrzebną na wydatki podróży, udał się do Paryża. Jeden z księży, jego przyjaciel, znalazł mu miejsce korektora w księgarni religijnej, kolo Saint-Sulpice. W tym klerykalnym okręgu, którego pseudoklasztorne hotele są prawie wyłącznie zamieszkane przez księży i rodziny pobożne, utrzymujące sklepy z powerniksowanymi słodkimi wyobrażeniami świętych, nastąpił głęboki przewrót w umyśle byłego seminarzysty.
Saint-Sulpice ze swemi spokojnemi, cichemi ulicami, z czarno ubranemi dewotkami, obcierającemi się o mury placu, było dla niego tem, czem była dla apostoła droga do Damaszku. Katolicyzm francuzki, rozumujący, światły, szanujący postępy nauki, ogłuszył Gabryela. Dzika dewocya hiszpana nauczyła go pogardy dla nauk świeckich: podług niego istniała jedna prawdziwa wiedza — teologia; wszystkie inne były tylko zabawkami wiecznego dziecka, drzemiącego w każdym człowieku.
Znać Boga i rozmyślać nad nieskończonością Jego potęgi — oto jedyne zajęcie dostojne dla umysłu, wyższego człowieka.
Maszyny, odkrycia nauk pozytywnych, wszystko, co nie było w związku z boskością i z życiem przyszłem, było tylko drobiazgiem dla użytku bezrozumnych i niewiernych.
Robiąc korekty różnych dzieł religijnych, Gabryel był zdumiony szacunkiem, jaki nauka, tak pogardzana w Hiszpanii, wzbudzała w księżach francuskich o wiele wykształceńszych, niż kanonicy jego kraju.
Więcej jeszcze: zauważył pewien rodzaj nie-