Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brzących się falach. Nigdy nie widziałem morza. Inne znów pasaże stawiają mi przed oczy lasy, zamki, pastuchów i białe owieczki. Słuchając Szuberta, widzę zawsze kochanków, wzdychających pod cieniem lipy. Niektórzy muzycy francuscy zaludniają mą wyobraźnię majestetycznemi damami, przechadzającemi się między krzakami róż we fioletowych sukniach, zawsze we fioletowych... Czy i na pana muzyka działa w takiż sposób?
Anarchista odpowiedział gestem potwierdzającym. I jemu muzyka odkrywała światy o wiele piękniejsze, niż rzeczywistość.
— Chce pan wiedzieć co mówi Dziewiąta symfonia? — ciągnął dalej Don Luis. — Ach! to scherzo takie wdzięczne, z tem nadzwyczajnemi tremolo bębnów! Kiedy ich słucham, zdaje mi się, że Bóg i jego dwór wyszedł z nieba na przechadzkę, zostawiwszy małych aniołków panami w domu. Zapanowała zupełna swoboda! powszechny odpoczynek. Nie krępując się niczem, dziatwa niebieska skacze z chmury na chmurę, bawi się obrywaniem listków od kwiatów z wieńców, zapomnianych przez świętych. Jeden otwiera naczynie z deszczem, a ten spada na ziemię; inny przekręca klucz od grzmotów, których ryk straszliwy przerywa zabawę i zmusza małych tchórzów do ucieczki. A adagio? eco pan o niem myśli? Ja nie znam nic tak słodkiego, tak bosko czystego. Nigdy już istoty ludzkie nie będą w stanie w taki sposób wyrażać swych uczuć. Najsławniejsi kochankowie całego świata nie wykrzeszą z siebie równie miękich, równie pieszczotliwych tonów. Słuchając adagio, widzę plafony z malowanemi al fresco postaciami mitologicznemi: