Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia złą mszą Rossiniego. Jedyną moją pociechą jest czytanie o muzyce i grywanie tych przepysznych dzieł, których w miastach tylu głupców słucha, ziewając. Mam tu w tej gromadzie nut dziewięć symfonii, napisanych przez nieporównanych mistrzów; mam swoje sonaty, swoją mszę; mam dzieła Haydn’a, Mozarta, Mendesohna; mam nawet Wagnera. Odczytuję je i wykonywam na fisharmonii o ile to jest możliwe. Niestety! to tak, jakby kto ślepcowi chciał wymownemi słowy odtworzyć rysunek i koloryt obrazu...
Kapelmistrz zachował z roku przeszłego wspomnienia wielkiego szczęścia. Kardynał — arcybiskup posłał go do Madrytu, by tam uczestniczył w sądzie konkursowym organistów.
— Był to najpiękniejszy tydzień w mojem życiu mówił do Gabryela, — Pewnego wieczora w ubraniu znajomego skrzypka, który grywał tu nieraz w katerze, byłem na Walkiryach na paradyzie w Realu[1]. Na drugi wieczór byłem na koncercie. Jakiż zachwyt! Grano Dziewiątą Symfonię tego głuchego, który nas słucha. Słyszałeś ją, wszak prawda? Jakież wrażenie zrobiła na tobie?

— Na mnie muzyka działa niesłychanie. Zamykam oczy i widzę nieznane pejzaże, dziwne postacie, i, co jest najciekawsze, że ilekroć słyszę te same utwory, wywołują one te same wizye. Mieszkańcy katedry uważają mnie za waryata, jeśli im to mówię... Ale pan jest artystą, więc się nie boję być wyśmianym... Niektóre tony muzyczne dają mi widok morza niebieskiego, bezbrzeżnego morza o sre-

  1. Teatro-Reale — Wielka Opera w Madrycie.