Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

muzyków, którzy sami dla siebie wykonywali sławny Septuor. Czyś słyszał to najświeższe i, posiadające najwięcej wdzięku, dzieło Beethowena! Widzę jeszcze mego dobrego nauczyciela w chwili, kiedy wychodził z tej uczty, pochłonięty nią całkowicie, z głową spuszczoną; ciągnął mnie za rękę, ponieważ ledwo mogłem nadążyć za jego wielkimi krokami Kiedy wróciliśmy do domu, spojrzał na mnie przenikliwie i rzekł, jakgdybym był dorosłym człowiekiem: „Słuchaj Luisie i zapamiętaj sobie moje słowa: — istnieje tylko jeden Bóg, Pan nasz Jezus Chrystus i dwóch półbogów — Galileusz i Beethowen...”
Powiedziawszy to, Don Luis rzucał pełen miłosnej dewocyi wzrok na gipsowe popiersie, patrzące z kąta pokoju smutnemi oczami głuchych. Poczem dodawał:
— Nie znam Galileusza; wiem tylko, że był to genialny uczony. Jestem tylko muzykiem i niewiele znam się na nauce. Ale co do Beethowena mistrz mój miał pół-racyi: Beethowen jest Bogiem!
Tu muzyk wstał i w nerwowym niepokoju zaczął przebiegać wzdłuż i wszerz, zasłaną papierami, izdebkę.
— Jak ja ci zazdroszczę Gabryelu, żeś włóczył się po świecie i słyszał tyle pięknych rzeczy. Wczoraj nie zamknąłem przez całą noc oczu, tak nabiłem sobie głowę tem, coś mi mówił o swoim pobycie w Paryżu. Ach, te popołudnia niedzielne, te wspaniałe popołudnia, przepędzane na koncertach Lamoureux i Colonne, gdzie mogłeś się dowoli nasycać wspaniałą muzyką. A ja, nazawsze przyczepiony do tej katedry, z jedyną nadzieją dyrygowa-