Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

hiszpański, który wytrzymał inwazję Gotów. Zwycięzcy zarazili się wadami i występkami zwyciężonego imperjum rzymskiego. Stracili swoją dzielność i swoją siłę, a umysły ich stępiły się w ciągłych dysputach teologicznych i w intrygach dyplomatycznych, przypominających Bizancjum. W Hiszpanji odrodzenie nie dokonało się dzięki najściu barbarzyńskich hord północy. Kraj nasz zawdzięcza to odrodzenie zwycięskim Arabom, którzy wtargnęli na półwysep od strony południa. Zwyciężyli Rodryka i jego znikczemniałą arystokrację, aczkolwiek była ich tylko nieliczna garstka. Wszystko to kłamstwo, że instynkt narodowości chrześcijańskiej zwrócił się przeciw zdobywcom, że energja duszy hiszpańskiej obudziła się wówczas tam, na skałach Covandonga.
W istocie rzeczy ówczesna Hiszpanja przyjaźnie przyjęła przybyszów z Afryki. Miasta poddały się im bez najmniejszego oporu, jeden oddział kawalerji arabskiej wystarczył, aby otwierano przed nim bramy grodów. Był to raczej pochód cywilizacyjny, niż podbój.
I w ten sposób zaczął się okres immigracji przez cieśninę Gibraltaru. Stąd szła ku nam ta młoda, potężna, żywotna kultura o niesłychanie szybkim postępie, cywilizacja, stworzona przez religijny entuzjazm proroka, przyswajająca sobie wszystko najlepsze z judaizmu i bizantynizmu. Niosła ona ze sobą wielkie tradycje Hindusów, święte nauki Persów i wiele rzeczy, zapożyczonych od tajemniczych Chin. Był to Wschód, wkraczający zwycięsko do Europy, nie jak za czasów Darjusza i Kserksesa przez Grecję, która, pragnąc ocalić swoją niepodległość, odepchnęła go, lecz przez drugi kraniec naszego kontynentu —