Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu, za mierne naśladownictwa. Victoria jednak nie tylko nie był plagjatorem Włocha, lecz pod wieloma względami przewyższył go nawet. Jest tam także toledańczyk, Rivera, o którym dziś już nikt nic nie wie. W naszych archiwach pozostał po nim tom mszy. Jest jeszcze Romero d’Avila, największy znawca maurytańsko-arabskiego śpiewu, i Ramos z Parcja, muzyk XV wieku, który w swym „De musica tractatus“, ogłoszonym w Bolonji, obala przestarzały system Guido d‘Arzzo i odkrywa „temperament dźwięków“. Następnie mamy mnicha Urenia, dodającego nutę „si“ do gamy i Javier Garcia, który w wieku ubiegłym reformuje muzykę, kierując się (niech mu to Bóg przebaczy) smakiem włoskim. Mamy także Nebra, organistę Karola III, kompozytora, który na sto lat przed Wagnerem używał już dysonansów w muzyce. Pisząc swoje Requiem na pogrzeb donia Barbara de Braganza, przeczuwał widać zdziwienie, z jakiem wykonawcy-muzycy i śpiewacy powitają jego rewolucyjną muzykę, skoro na marginesach nut dopisywał: „Proszę wziąć pod uwagę, że część ta jest napisana bez błędu”. Litanje jego zdobyły taką sławę, że zabroniono naśladować je pod groźbą wyklęcia. Groźba bardzo słuszna, gdyż dzisiaj wyklętoby muzyka, któryby zechciał przypomnieć je światu. Ach, Gabryjelu, n asze archiwum jest panteonem wielkich ludzi, lecz panteonem, w którym nikt już zmartwychwstać nie może.
I mówił dalej, zniżając głos: „Kościół nigdy nie kochał muzyki. Trzeba być artystą, aby ją rozumieć i odczuwać”.
„Czy pan wie, że ci panowie, którym płacą, aby