Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niewiele brakowało, aby oczy artysty napełniły się łzami.
— Czy pan wie, Gabrjelu, że w tych archiwach mieszczą się utwory pierwszorzędnej wartości, zasługujące na to, aby żyć tak długo, jak długo będzie na świecie żyła sztuka? My, Hiszpanie, niewieleśmy dokonali w muzyce świeckiej, ale niech mi pan wierzy, że w muzyce religijnej jesteśmy jednymi z pierwszych. Oczywiście, o ile wogóle istnieje muzyka świecka i muzyka religijna. Jeżeli chodzi o mój sąd, wątpię o tem mocno. Według mego zdania istnieje tylko jedna muzyka i konia z rzędem temu, kto potrafi oznaczyć granicę, gdzie się kończy świecka, a zaczyna religijna. Jest to kwestja, nad którą daremnie głowiła się krytyka od XVI do XVII wieku. Co pewien czas ukazywała się z tego powodu bulla papieska, ale bulle nic nie pomogły, skoro i ojciec święty sam nie był w stanie powiedzieć jasno: „to jest religijne, a to świeckie”. Za tymi murami śpią, pokryte grubą powłoką kurzu, dzieła największych muzyków naszego kraju. I może lepiej, że śpią! Nie słyszą przynajmniej tego, co się dzisiaj u nas śpiewa na chórze. Jest tam Cristobal Morales, który był ongiś kapelmistrzem w tej katedrze. Upłynęło od tego czasu trzysta lat. Dwadzieścia lat wcześniej Palestrina rozpoczął reformy muzyki. W Rzymie Cristobal dzielił sławę tego znakomitego mistrza. Portret jego wisi w Watykanie, a jego Lamentationes, jego Psalmy i Magnificat śpią tu od wieków w zapomnieniu. Po Cristobalu idzie Victoria, drugi z tej samej epoki, przezwany przez zawistnych mu współczesnych „małpą Palestriny”. Poczytywali jego dzieła, powstałe po powrocie autora z Rzy-